JEZUS PRZED ANNASZEM.

Około północy wprowadzono Jezusa przez oświetlony dziedziniec do wielkiej sali pałacu Annasza, będącej objętości małego kościoła. Naprzeciw wejścia siedział Annasz w otoczeniu dwudziestu ośmiu rajców na wywyższeniu, pod którym można było dołem przejść. Na wywyższenie wiodły z przodu schody, w kilku miejscach przerwane szerszymi tarasami. Na górze był trybunał Annasza; on sam wchodził wprost na wywyższenie drzwiczkami od tyłu, wiodącymi z dalszych komnat Jezus wszedł do sali, otoczony częścią tych żołdaków, którzy Go pojmali. Oprawcy pociągnęli Go na powrozach aż prawie na górę po schodach. Salę wypełnili żołnierze, pozbierany motłoch, Żydzi, lżący Jezusa, słudzy Annasza, i część świadków, których Annasz kazał zebrać, a którzy później poszli stąd do Kajfasza.

Annasz ledwo mógł się doczekać przybycia cierpiącego Zbawiciela. Z twarzy jego tryskała złośliwa radość, chytrość i szyderstwo. Był on obecnie naczelnikiem jakiegoś sądu i siedział tu ze swym wydziałem, z komisją, która miała czuwać nad czystością udzielanej nauki i wobec arcykapłana sprawowała urząd oskarżycielski.

Ze spuszczoną głową, w milczeniu, stał Jezus przed Annaszem, blady, skatowany, w mokrej, błotem obrzuconej sukni, z skrępowanymi rękoma, trzymany na powrozach przez oprawców. A ten stary, chudy łotr z rzadkim zarostem, pełen szyderstwa i chłodnej żydowskiej dumy, uśmiechając się, udał, że nie wie o niczym i zadziwił się niby to bardzo, że to Jezus jest tym więźniem, o którym mu dano znać. Nie potrafię powtórzyć dokładnie jego przemowy do Jezusa, ale mniej więcej brzmiała ona tak: „O! patrzcie się! Jezus z Nazaretu!. Ty to jesteś? Gdzież są Twoi uczniowie, Twoi liczni stronnicy? Gdzie Twe królestwo? Jakoś wszystko inny obrót wzięło niż myślałeś. Przyszedł koniec zelżywościom; patrzano, przez szpary, dopóki nie przebrała się miara bluźnierstw, hańbienia kapłanów, gwałcenia szabatu. Kto są Twoi uczniowie? Gdzie są? Milczysz? Mów! podburzycielu, uwodzicielu! Już spożyłeś baranka Wielkanocnego w niewłaściwy sposób, w nieprzepisowym czasie, w miejscu nieodpowiednim! Chcesz zaprowadzić nową naukę? Kto ci dał prawo do nauczania? Gdzie nauczałeś? Mów! Jaką jest Twoja nauka wszystkich podburzająca? Mów przecie! Jaką jest Twoja nauka?"

Wtedy Jezus podniósł powoli znękaną głowę, spojrzał z powagą, na Annasza i rzekł: „Nauczałem jawnie przed całym światem, gdzie schodzą się wszyscy Żydzi. Nic nie mówiłem skrycie. Dlaczego Mnie pytasz? Pytaj tych, którzy słyszeli, co mówiłem do nich. Oni wiedzą, jak i co nauczałem."

Na te słowa odbiło się w obliczu Annasza szyderstwo i złość zarazem, co spostrzegłszy jakiś podły lizus, pachołek, stojący przy Jezusie, wymierzył Panu silny policzek całą ręką, uzbrojoną w żelazną rękawicę, i rzekł: „Tak to odpowiadasz arcykapłanowi?" Jezus zachwiał się pod gwałtownym uderzeniem, a że równocześnie trącali Nim pachołcy i szarpali powrozy, więc upadł na bok na schody, a krew popłynęła z Jego Najświętszego Oblicza. Szyderstwa, śmiechy, szmery i łajania rozbrzmiały po sali. Oprawcy zaraz podnieśli Jezusa, dodając nowe katusze, a On rzekł spokojnie: „Jeśli niesłusznie mówiłem, wykaż to; jeśli zaś słusznie, za co Mnie bijesz?"

Spokój Jezusa doprowadzał Annasza do rozpaczy; wezwał tedy obecnych, by, jak to sam Jezus zażądał, wyznali, co słyszeli od Niego i jaką jest Jego nauka. Zaraz rozległo się na wyścigi lżenie i krzyki motłochu. Wszyscy wrzeszczeli naraz! przeszkadzając jeden drugiemu. — „On — mówili — czyni się królem i Boga podaje za Ojca swego, a Faryzeuszów nazywa cudzołóżcami; On podburza lud i uzdrawia w szabat mocą czarta. Ludzie z Ofel szaleją z przywiązania do Niego, nazywają Go swym wybawcą i prorokiem. On sam każe się nazywać Synem Bożym; mówi, że jest Boskim posłańcem, rzuca przekleństwa na Jerozolimę, naucza o zagładzie miasta, nie zachowuje postów, włóczy się, otoczony tłumami ludu w towarzystwie cudzołożnic i złych kobiet, jada z nieczystymi, z poganami, celnikami i grzesznikami. Ot i teraz powiedział przed bramą Ofel żołnierzowi, który Mu podał wody, że da mu wodę wiecznego żywota, po której nie będzie czuł nigdy pragnienia. On uwodzi lud na manowce przez wieloznaczne słowa. On trwoni cudze pieniądze i mienie, mydli oczy ludziom różnymi wymysłami o Swym królestwie itp.

Takie to zarzuty stawiano Panu jeden przez drugi. Oskarżyciele występowali przed Niego i ciskali Mu je w twarz wraz z obelżywymi słowami, a oprawcy szturchali Go przy tym zewsząd, wołając: „Mów, odpowiadaj!" Annasz zaś i członkowie Rady rzucali w przerwach drwiące docinki, jak np. „No, znamy już tę wyborową naukę; cóż odpowiesz na to? To więc byłaby publiczna nauka. Cały kraj ma jej już aż do zbytku. Cóż, nie potrafisz nic wydobyć z Siebie? Dlaczego nie rozkazujesz, królu? — i Boski posłańcze — pokaż teraz Twe posłannictwo!"

Na każde takie odezwanie się starszych prześcigali się siepacze i najbliżej stojący w szarpaniu, popychaniu i szydzeniu z Jezusa; wszyscy oni mieli chętkę pójść za przykładem zuchwałego żołdaka, który wymierzył Jezusowi policzek.

Dręczony okrutnie, chwiał się Jezus na wszystkie strony, a Annasz mówił do Niego chłodnym, drwiącym tonem: „Kto ty jesteś? Jakiś król, lub poseł? Myślałem, że jesteś synem nieznanego cieśli; a może Ty jesteś Eliaszem, który wzięty jest do Nieba na ognistym wozie? Mówią, że żyje jeszcze. Ty także potrafisz się czynić niewidzialnym i nieraz już wymknąłeś się. Może nawet jesteś Malachiaszem? Tyle razy z chełpliwością przytaczałeś tego proroka i odnosiłeś jego proroctwa do siebie. O nim także chodzi pogłoska, że nie miał ojca, że był aniołem i że wcale nie umarł. Ponętna to sposobność dla oszusta, podać się za niego. Powiedz, jakim jesteś królem? Ty, co więcej znaczysz niż Salomon, jak to sam powiedziałeś. Dobrze, ja nie chcę Ci dłużej zabraniać używania tytułu Twego królestwa."

Tu kazał sobie Annasz podać kartkę trzy ćwierci łokcia długą, a szeroką na trzy palce, rozpostarł ją na tablicy, trzymanej przed sobą, i piórem trzcinowym wypisał na niej rzędem wielkie głoski, z których każda zawierała osobne oskarżenie przeciw Panu. Kartkę tę włożył zwiniętą w małą, wydrążoną flaszeczkę arbuzową, opatrzoną u góry czopkiem. Flaszeczkę umieścił na długiej trzcinie, i kazawszy podać to berło szydercze Jezusowi, rzekł do Niego z chłodnym urąganiem: „Oto masz berło Twego państwa; są w nim zawarte wszystkie tytuły, godności i prawa. Zanieś je do arcykapłana, by poznał z niego Twoje posłannictwo i Twe królestwo, i by obszedł się z Tobą odpowiednio do Twej godności. Zwiążcie Mu ręce i zaprowadźcie tego króla przed arcykapłana! Rozwiązano bowiem Jezusowi ręce, wprowadziwszy Go tu, teraz zaś związano je na nowo na krzyż przez piersi, wetknąwszy Mu w nie obelżywe berło, zawierające akt Jego oskarżenia. Tak wyprowadzono Go z sali i poprowadzono do Kajfasza wśród naśmiewań, krzyków szyderczych i udręczeń.