JEZUS PROWADZONY OD ANNASZA DO KAJFASZA.

Prowadzony do Annasza przechodził już Jezus koło domu Kajfasza, położonego nieco w bok, stąd o 300 kroków; teraz poprowadzono Go tam na powrót linią przekątną. Droga, wiodąca głównie między murami i pomniejszymi budynkami, należącymi do budynku sądowego Kajfasza, oświecona była kagańcami na słupach, a napełniona krzykliwym, rozszalałym motłochem żydowskim. Żołnierze eskortujący, z trudem tylko powstrzymywali napór motłochu. Te sami zbiry, którzy u Annasza lżyli Jezusa, szli teraz za Nim do Kajfasza, powtarzając dawne i wysilając się na nowe obelgi; siepacze znowu dołączali do obelg czynne zniewagi i tak dręczono Jezusa przez całą drogę. Widziałam sama, jak zbrojni pachołcy sądowi odpędzali precz gromadki ludzi życzliwych, litujących się nad Jezusem, a natomiast tym, którzy prześcigali się w obelgach i zarzutach przeciw Panu, dawali pieniądze i chętnie wpuszczali ich na dziedziniec sądowy.

Przypatrzmy się teraz bliżej budynkowi, w którym osądzono Jezusa na śmierć. Przez bramę wchodziło się na obszerny dziedziniec zewnętrzny, a stąd znowu przez bramę na drugi dziedziniec, otoczony w koło domu murem. (Będziemy go odtąd nazywać dziedzińcem wewnętrznym). Dom sam był dwa razy tak długi jak szeroki. Przednią część tworzyła wolna przestrzeń bez dachu, wyłożona płytami kamiennymi, zwana atrium. Otaczały ją z trzech stron kryte krużganki i z trzech też stron były wejścia. Główne wejście do atrium znajdowało się w krużganku po prawej, dłuższej stronie budynku. Wchodząc tu, widzi się na lewo pod gołym niebem obmurowaną jamę, w której pali się ogień; zwróciwszy się zaś na prawo, ma się przed sobą czwartą stronę atrium; nie ma tu także ściany, tylko kilka kolumn, a minąwszy je, wchodzi się po kilku schodach do wyżej położonej, krytej sali, tj. sali posiedzeń Wielkiej Rady. Wzdłuż ścian w półkole biegną amfiteatralne siedzenia dla członków Rady, w środku na górze jest miejsce dla arcykapłana. W środku półkola w otoczeniu straży stoi zwykle oskarżony, po obu zaś stronach i za nim aż w dół do atrium są miejsca dla świadków i oskarżycieli. Poza wywyższeniem dla sędziów, w ścianie tylnej, jest troje drzwi, wiodących do drugiej większej, także półkolistej sali, w której również są pod ścianami amfiteatralne siedzenia; tu odbywają się tajne posiedzenia sądowe. Wchodząc tu z pierwszej sali, widzi się znowu na prawo i na lewo drzwi, którymi po długich schodach wychodzi się za dom na dziedziniec wewnętrzny, zaokrąglający się tu także, stosownie do kształtu budynku. Wyszedłszy tu prawymi drzwiami i zwróciwszy się w podwórzu na lewo ku budynkowi, widzi się drzwi do ciemnego podziemnego lochu, znajdującego się pod salą publicznych posiedzeń sądowych, która, jak powiedzieliśmy, wyżej jest położona niż atrium, a zatem tworzy miejsce na więzienie. Jest tu więcej więzień w tej części dziedzińca; w jednym z nich widziałam uwięzionych po Zielonych Świętach Jana i Piotra przez jedną noc, kiedy to Piotr uzdrowił chromego przy Pięknej bramie świątyni.

Cały budynek wewnątrz i zewnątrz oświetlony był rzęsiście lampami i pochodniami; było tam jasno jak w dzień. Wewnątrz atrium, jak wspomniałam, palił się ogień w owej wielkiej jamie. Jama te wyglądała jak piec wpuszczony w ziemię, u góry otwarty, z góry też wrzucało się paliwo, jak mi się zdaje, węgiel kamienny. Po bokach wystawały z jamy na wysokość człowieka jakby rogi; były to rury, odprowadzające dym; palący się ogień było dobrze widać. W koło ognia cisnęli się żołnierze, pachołcy sądowi i rozmaity motłoch, składający się z przekupionych świadków. Widać było i kobiety, między nimi i zepsute ladacznice, które sprzedawały tu żołnierzom jakiś czerwony napitek i piekły dla nich placki. Wszędzie był ruch, gwar, krzątanina, jakby w jaki wieczór zapustny.

Większa część powołanych na posiedzenie zebrała się już na wywyższeniu w koło Kajfasza; niektórzy schodzili się jeszcze powoli. Oskarżyciele i fałszywi świadkowie napełniali atrium zbitym tłumem; nowi wciąż napływali, więc wydano rozkaz nie wpuszczania więcej nikogo. Na chwilę przed przyprowadzeniem Jezusa przybyli na zewnętrzny dziedziniec Piotr i Jan, ubrani w płaszcze woźnych. Jan , za wstawieniem się znajomego mu sługi przedostał się jeszcze szczęśliwie przez bramę na wewnętrzny dziedziniec, ale zaraz zanim zamknięto bramę, by powstrzymać napływ tłumów. Piotr, spóźniwszy się nieco w natłoku, zastał już bramę zamkniętą, a odźwierna nie chciała go wpuścić. Jan, słysząc z wewnątrz je go dobijanie się, prosił odźwierną, by go wpuściła, ale nie pomogłoby to, gdyby szczęściem nie nadeszli Nikodem i Józef z Arymatei i nie pomogli Piotrowi wejść do środka. Teraz oddali Piotr i Jan płaszcze służącym i spokojnie stanęli wśród tłumu po prawej stronie atrium, skąd widać było trybunę sędziowską. Kajfasz zajął już swe miejsce w środku na górze, a w koło zasiadło blisko 70 członków Wielkiej Rady. Byli więc komisarze miejscy, przełożeni, uczeni zakonni, jedni stali, drudzy siedzieli po obu stronach, a w koło nich tłumy przekupionych świadków i zbieraniny ulicznej. Żołnierze stali szpalerem od podwyższenia sędziowskiego po kolumny wejściowe przez całe atrium aż do bramy, którą miano wprowadzić Jezusa; a nie była to brama przeciwległa sali sądowej, lecz po lewej stronie atrium.

Kajfasz, był to układny mąż o ponurym, płomiennym obliczu. Miał dziś na sobie długi purpurowy płaszcz, przystrojony złotymi kwiatami i frędzlami, pospinany na plecach i z przodu aż do dołu błyszczącymi blaszkami. Na głowie miał czapkę podobną do niskiej mitry biskupiej; składała się z dwóch części pałąkowato złączonych, z bocznych otworów zwieszały się kawałki tkaniny, a z obu boków opadały na plecy dwa płaty kosztownej materii. ? Kajfasz czekał tu już długo wraz z całym zgromadzeniem Wielkiej Rady; wielu jej członków czekało tu jeszcze od czasu, gdy wyprawiono żołnierzy z Judaszem na pojmanie Jezusa. Niecierpliwość i złość rosły w Kajfaszu coraz bardziej, więc czasem sam, w całym swym stroju zbiegał z podwyższenia do atrium i łajał i wypytywał, kiedy też już nadejdą. Wreszcie dano mu znać, że orszak się zbliża, więc powrócił na swoje miejsce.