JEZUS W WIĘZIENIU.

Więzienie Jezusa była to mała, sklepiona piwniczka pod salą sądową; część jego dotychczas się dochowała. Przy Jezusie pozostało tylko dwóch oprawców, zmieniali się jednak co krótki czas, Jezusowi nie oddano Jego sukien; ubrany był tylko w ów oszpecony płaszcz szyderski, a ręce miał związane.

Wchodząc do więzienia, wzniósł Jezus modły do Ojca Swego niebieskiego, by wszystkie te udręczenia i naigrywania, jakie poniósł dotychczas i jeszcze miał ponieść, raczył przyjąć jako ofiarę przebłagalną za Jego dręczycieli i za wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek zgrzeszą niecierpliwością i gniewem w znoszeniu cierpień.

I w więzieniu nie dali dręczyciele Jezusowi spokoju, Przywiązali Go do słupa, wbitego w środku więzienia a nie dali Mu się oprzeć o niego, choć Jezus ledwo trzymał się na nogach znużonych, nabrzmiałych i poranionych od upadania i od uderzeń łańcucha, spadającego aż do kolan. Nie zaprzestawali także na chwilę naigrawań swych i katowań; gdy ci siepacze się zmęczyli, zastępowało ich dwóch innych i znowu nowe udręczenia musiał Jezus znosić.

Niemożliwym jest oddać i opisać należycie tę złość ich i okrucieństwo, wywierane na najczystszym, najświętszym Zbawicielu; patrząc na to, sama byłam chora i prawie konająca ze współczucia. Jakiż to wstyd dla nas, że ze zniewieściałości i wstrętu przed cierpieniami, nie potrafimy nawet opowiedzieć, ani wysłuchać opisu tych udręczeń niezliczonych, jakie niewinny Odkupiciel cierpliwie znosił za nas. Ogarnia nas przy tym zgroza podobnie jak mordercę, który ma dotknąć się ran zamordowanego przez siebie człowieka. Jezus znosił wszystko, nie otworzywszy nawet ust; a przecież to ludzie, grzesznicy, srożyli się tak przeciw bratu, swemu Odkupicielowi, swemu Bogu, I ja jestem biedną grzesznicą i za mnie musiał Jezus tak cierpieć. W dzień sądu wszystko wyjdzie na jaw; wtenczas zobaczymy, jak to i o ile przyczyniliśmy się naszymi grzechami do mąk Syna Bożego, gdy w czasie stał się Synem człowieczym; a grzechy te popełniamy wciąż na nowo, więc zachowaniem się swym dajemy niejako zezwolenie na te udręczenia Jezusa przez szatańską rotę i zatwierdzamy je. Ach! gdybyśmy to dobrze rozważyli, to z większym o wiele zastanowieniem i powagą wymawialibyśmy to słowa, zachodzące w wielu modlitwach pokutnych: „Panie, dopuść mi raczej umrzeć, niżbym Cię miał powtórnie przez grzech obrazić!"

Stojąc w więzieniu, modlił się Jezus bez przestanku za swoich dręczycieli; ci zaś zmęczeni w końcu, odstąpili nieco, by wypocząć. Wtem, gdy tak Jezus stał, wsparty o słup, padło światło na Niego, gdyż dzień zaświtał. A miał to być dzień Jego nieskończonych mąk i zadosyćuczynienia, dzień naszego odkupienia. Światło dzienne wkradało się lękliwie przez małe okienko, umieszczone w górze więzienia i obejmowało swymi promieniami świętego, udręczonego Baranka wielkanocnego, który wziął na siebie grzechy całego świata, A Jezus w nieskończonej dobroci wzniósł skrępowane ręce, witając powstający dzień i rozpoczął głośno, wyraźnie, wzruszającą modlitwę do swego Ojca niebieskiego, dziękując Mu za zesłanie tego dnia, za którym tęsknili tak dawno Patriarchowie, za którym i On od czasu zstąpienia na ziemię wzdychał z utęsknieniem, mówiąc: „Muszę być chrztem ochrzczony, a serce Moje spragnione jest, by się ten chrzest wypełnił." Z wzruszeniem dziękował Jezus za ten dzień, który miał dokonać naszego zbawienia, celu Jego życia, miał otworzyć Niebo, zwyciężyć piekło, otworzyć ludziom skarbnicę łask i błogosławieństwa i spełnić wolę Ojca Jego.

Odmawiałam wspólnie z Jezusem tę modlitwę, ale nie potrafię jej powtórzyć, tak byłam wzruszona, zbolała i przejęta współczuciem dla Niego. Łzy rzewne lały mi się z oczu, gdy widziałam, że Zbawiciel dziękuje jeszcze za te straszne męki, jakie miał dziś ponieść; więc wołałam do Niego z głębi serca: „Ach, daj mi te cierpienia, podziel je ze mną, ono są moje, za moje grzechy zesłane są na Ciebie!" Dzień nastawał, a Jezus witał go modlitwą dziękczynną, ja zaś, przybita do głębi tym ogromem miłości i współczucia, powtarzałam jak dziecko Jego słowa. Widok to był nieopisanie smutny a wdzięczny, groźny a święty, gdy Jezus stał tak w środku szczupłego więzienia, wsparty o słup, jaśniejący, witający z podzięką pierwszy promień wielkiego dnia ofiarnego. Zdawało się, że to kat przychodzi do więzienia skazańca, by wpierw pojednać się z nim, przebłagać go za spełnienie przykrego obowiązku; a Jezus tak mile dziękował mu za te odwiedziny. Siepacze, zdrzemnąwszy się nieco, przebudzili się teraz i zdumienie ich ogarnęło. Nie przeszkadzali Mu, bo przejął ich strach i zdumienie. Czuli, że chwila to ważna dla całego świata i po wszystkie wieki. Cały pobyt Jezusa w więzieniu trwał mniej więcej przeszło godzinę.