UKRZYŻOWANIE ŁOTRÓW.

Podczas krzyżowania Jezusa leżeli wciąż łotrzy na drodze wiodącej wschodnim stokiem Kalwarii, przywiązani za kark do poprzecznych drzewców; osobna straż pilnowała ich. Młodszy z nich nie był taki zły; starszy za to, tak zwany lewy łotr, wielkim był zbrodniarzem, on to przyprowadził swego towarzysza do złego i we wszystkim mu przodował. Zwie się ich zwykle Dyzmas i Gezmas; zapomniałam właściwych ich imion, więc też zwać będę dobrego Dyzmas, a złego Gezmas. Obu pojmano swego czasu jako podejrzanych o zamordowanie pewnej żydówki, podróżującej z dziećmi z Jerozolimy do Joppe. Przychwycono ich na zamku w tej okolicy zajmowanym czasem przez Piłata podczas ćwiczeń wojskowych, gdzie zatrzymali się w przejeździe jako wędrowni bogaci kupcy. Po długiem śledztwie wykazano im wreszcie ich winę i skażano na śmierć. Bliższe szczegóły wyszły mi z pamięci.

Obaj należeli do owej bandy zbójeckiej, która jeszcze przed 30 laty grasowała na granicy egipskiej, a u której znalazła gościnność i nocleg Najśw. Rodzina, uciekając z Dzieciątkiem Jezus do Egiptu. Dyzmas, wtenczas mały jeszcze, był trędowaty; matka jego za poradą Maryi obmyła go w wodzie, w której kąpał się Jezus, i w jednej chwili zeszedł zeń trąd. Przeobrażające to oczyszczenie było nagrodą za miłosierne przyjęcie Najśw. Rodziny i opiekę, jaką otoczyła św. Rodzinę matka Dyzmy przeciw innym członkom bandy; teraz przed obrażenie to spełniało się przy ukrzyżowaniu, bo Jezus miał oczyścić duszę Dyzmasa Swą krwią, Dyzmas nie był tak zły, raczej zaniedbany. Nie znał Jezusa, ale wzruszyła go cierpliwość niebiańska, z jaką Zbawiciel znosił męczarnie. Teraz, leżąc tu w oczekiwaniu śmierci, głównie o Jezusie rozmawiał z Gezmą. "Strasznie nieludzko - mówił -obchodzą się ci ludzie z Galilejczykiem; widać, że wprowadzaniem Swego nowego prawa więcej zawinił, niż my swymi czynami. Ale bądź ca bądź cierpliwość u Niego niezwykła i widać, że ma moc nad wszystkimi ludźmi." - "Jaką tam może mieć moc? - odrzekł pogardliwie Gezmas. - Jeśliby rzeczywiście tak był potężny, jak mówią, to mógłby przecież pomóc nam wszystkim." - Rozmowę przerwali im oprawcy, którzy przybiegli, gdy krzyż już podnoszono, wołając: "Teraz na was kolej!" Odwiązali im ramiona ich krzyżów, przy krępowane dotychczas do rąk i pognali ich spiesznie na plac egzekucji; już bowiem niebo zaczęło posępnieć i niepokój jakiś objawiał się w całej naturze, jak gdyby zbliżała się nawałnica.

Przyprowadziwszy łotrów pod krzyże, dano im się napić octu z mirrą i ściągnięto z nich kaftany. Kaci wyleźli po drabinach na krzyże, wbili poprzeczne ramiona w porobione na samej górze nacięcia i poprzybijali je gwoździami. Na dwóch drabinach, przestawionych z obu boków każdego krzyża, stanęło po dwóch katów; łotrów podwiązano sznurami pod ręce, przerzucono sznury przez ramiona krzyża i zaczęto ich ciągnąć w górę, nie szczędząc im razów, oni zaś wspierając się nogami na kołkach, powbijanych w pień krzyża, drapali się do góry. Postronki z kręconego łyka były już w pogotowiu, przytwierdzone w kilku, miejscach do krzyża. Wykręcono im silnie ręce w tył poza ramiona krzyża; wtedy kaci w dwóch miejscach, w przegubie ręki i w łokciu założyli postronki, a zapchawszy w pętlice kawałki kija, zaczęli obracać tak silnie, że aż krew trysła z przetartego ciała i kości zaczęły trzeszczeć. W ten sam sposób przykrępowali im nogi w kostce i nad kolanami, łotrzy ryczeli strasznie z bólu podczas tej czynności. Dyzmas, przedtem jeszcze, wyłażąc na krzyż, rzekł do katów: "Gdybyście byli nas tak męczyli, jak tego biednego Galilejczyka, to już by nie potrzeba było ciągnąć nas teraz na krzyż."